Ernestyna Wieruszewska i Anna Semczuk – zaginięcie licealistek w Zakopanem

Ostatnia modyfikacja: 24 listopada 2023

()
Ernestyna Wieruszewska
Ernestyna Wieruszewska

Ernestyna Wieruszewska i Anna Semczuk chodziły do trzeciej klasy liceum im. Władysława IV w Warszawie. W 1993 roku miały po 17 lat i za rok planowały zdawać maturę (nauka w LO trwała wówczas cztery lata). Ernestyna dojeżdżała do szkoły z podwarszawskiego Legionowa. Ania mieszkała natomiast w stolicy, w dzielnicy Praga-Północ.

Choć przez pierwsze dwa lata liceum nastolatki nie przyjaźniły się, to właśnie w trzeciej klasie połączyła je wyjątkowa więź. Wynikała ona w dużej mierze ze wspólnej pasji do turystyki górskiej. Oprócz tego nastolatki były dobrymi uczennicami i miały podobny charakter. Bliscy określali je jako ciche, spokojne i odpowiedzialne. Trzymały się z dala od używek i imprezowego życia. Ernestyna dodatkowo była bardzo religijna i jeździła na wakacyjne oazy.

Wyjazd 17-latek na ferie do Zakopanego

Anna Semczuk
Anna Semczuk

Nastolatki postanowiły, że podczas ferii zimowych w 1993 roku wybiorą się do Zakopanego na pierwszą wspólną wyprawę w góry. 22 stycznia (piątek) był ostatnim dniem szkoły przed zbliżającymi się dwoma tygodniami przerwy od nauki. Ferie zaczynały się wtedy dla uczniów z całej Polski. Nie było podziału na kilka terminów w zależności od województwa, jak ma to miejsce obecnie. Zmiana ta weszła w życie dopiero w 2003 roku ze względu na protesty wynikające z zatłoczonych pociągów i stoków narciarskich czy brak miejsc noclegowych w zimowych kurortach.

22 stycznia 1993 roku miał być jednocześnie początkiem wycieczki Ernestyny i Ani. Dziewczyny po lekcjach pojechały na dworzec w Warszawie i wsiadły do pociągu do Zakopanego. Dotarły tam wieczorem. Stamtąd udały się do Kościeliska, gdzie miały zarezerwowany nocleg. Zatrzymały się w dużym góralskim domu należącym do lokalnej gaździny. Wybór ten nie był przypadkowy. Ernestyna nocowała tu wcześniej podczas wyjazdów organizowanych przez kościół. Dziewczyna znała więc właścicielkę pensjonatu, którym miał być ich drugim domem przez kilka najbliższych dni. Co więcej, kobietę poznali też państwo Wieruszewscy. Z tego powodu rodzice dziewczyn mogli być spokojni, że ich córki jadą w sprawdzone miejsce.

Sobota i niedziela upłynęły na wspinaczce po górach. Dziewczyny weszły m.in. na Gubałówkę oraz dotarły do Jaskini Mroźnej oraz Zimnej. Pod koniec weekendu pogoda zaczęła się jednak pogarszać. We wtorek aura zniechęcała do wyjścia na zewnątrz nawet największych entuzjastów górskich eskapad. Padał śnieg i wiał silny wiatr, co sprawiało, że było bardzo zimno. Z pewnością nie były to warunki umożliwiające spacerowanie po górskich szlakach licealistkom, które nie miały dużego doświadczenia ani specjalistycznego sprzętu.

Dzień zaginięcia Ani i Ernestyny

góry - to właśnie miłość do nich połączyła koleżanki
góry – to właśnie miłość do nich połączyła koleżanki

Uczennice z Warszawy postanowiły jednak wcześniej, że we wtorek pojadą do Zakopanego, żeby kupić bilety na pociąg do domu. Tam planowały się też spotkać ze znajomymi ze stolicy. Przed opuszczeniem miejsca noclegu, zapłaciły za dotychczasowy pobyt. Zaniepokojoną właścicielkę pensjonatu zapewniły jednak, że nie będą się wybierać tego dnia w góry. Następnie miały skierować się w stronę przystanku autobusowego w Kościelisku, by dotrzeć do Zakopanego. Gospodyni nie widziała jednak tego momentu, ponieważ po odebraniu zapłaty, wróciła do innych obowiązków. W każdym razie sytuacja ta miała miejsce rankiem 26 stycznia.

Wieczorem 17-latki nie wróciły do kwatery. Z każdą kolejną upływającą godziną gaździna była coraz bardziej zdenerwowana. W końcu opowiedziała o wszystkim córce, która zawiadomiła TOPR. Następnego dnia z rana po przyjaciółkach nadal nie było śladu. Oznaczało to, że noc musiały spędzić gdzieś indziej niż dotychczas. Poważnie zaniepokojona właścicielka domu zadzwoniła więc na policję oraz do rodziców.

Dość nietypowe było jednak to, że postanowiła skontaktować się nie z rodzicami Ernestyny, których znała, lecz z rodzicami Anny. Gaździnie mogło być głupio, że nie przypilnowała do końca Ernestyny i mogła bać się konfrontacji z jej rodzicami. Jest to oczywiście jedynie hipoteza. W każdym razie powiadomieni rodzice obu licealistek zjawili się, jak tylko mogli najszybciej, czyli w czwartek rano. Od razu skierowali się do kwatery dla turystów, w której uczennice spędziły kilka ostatnich nocy.

Rodzice zaginionych zjawiają się w Zakopanem

góry w nocy
góry w nocy

Na miejscu bliscy nie odnaleźli Ernestyny i Ani. Zauważyli jednak ich rzeczy. Co ciekawe pozostawiono je na parterze, a nie w pokoju znajdującym się na pierwszym piętrze domu w Kościelisku, który zamieszkiwały. Dodatkowo przedmioty osobiste były w nieładzie, jakby w pośpiechu je pakowano. Rodzice postanowili działać i udali się natychmiast na posterunek zakopiańskiej policji.

Jeden z funkcjonariuszy przyjął zgłoszenie. Sugerował jednak, że koleżanki mogły się zatrzymać gdzieś niedaleko u starych znajomych, z którymi miały się spotkać. Mogły też poznać nowych ludzi, którzy postanowili zaproponować im gościnę. Policjanci twierdzili, że licealistki mogły po prostu uciec z domu. Ten scenariusz wykluczyli jednak zdecydowanie rodzice, ponieważ nie pasował zupełnie do zachowania ich grzecznych i nieskorych do buntu córek.

Początek policyjnego śledztwa

Ernestyna Wieruszewska
Ernestyna Wieruszewska

Śledczy nie zbagatelizowali jednak całkowicie zgłoszenia zaginięcia. Udali się bowiem do domu w Kościelisku, gdzie zatrzymały się przyjaciółki. Dokładnie sprawdzono rzeczy, które pozostawiły zaginione. Odkryto wśród nich m.in. pieniądze, dokumenty, ubrania czy kosmetyki 17-latek. Jeżeli chciałyby się oddalić gdzieś na dłużej, to z pewnością zabrałyby ze sobą te wszystkie przedmioty.

Ustalono również, że na dworcu w Zakopanem rankiem w dniu zaginięcia dziewczyn zostały zakupione dwa bilety na pociąg do Warszawy. Nie wiadomo jednak, czy transakcji dokonały Ania i Ernestyna, czy inni turyści, których podczas ferii z pewnością nie brakowało w zimowej stolicy Polski. Nie udało się też dotrzeć do żadnej osoby, która potwierdziłaby, że widziała tego ranka zaginione.

Zgłosił się jednak świadek, który twierdził, że widział dwie dziewczyny, które wsiadły do czerwonego auta z zagraniczną rejestracją. Zapamiętał nawet numery pojazdu, które podał policji. Ponieważ nie była to polska rejestracja, śledczy mieli utrudnione zadanie. Zwrócili się więc do Interpolu. Na niewiele się to jednak zdało, bowiem nie wskazano właściciela samochodu. Co więcej, nie udało się nawet zweryfikować, w jakim kraju zarejestrowano samochód. Trudno powiedzieć, czy pracownicy Interpolu zbagatelizowali sprawę, nie mieli możliwości technicznych, żeby to ustalić czy numery były niepoprawne.

Nie była to jedyna zaprzepaszczona szansa na odnalezienie nastolatek. Okazało się bowiem, że służby graniczne dowiedziały się o zaginięciu ze sporym opóźnieniem. Licealistki mogły więc przekroczyć polską granicę i nie wzbudzić podejrzeń. Z drugiej strony bez dokumentów byłoby to utrudnione.

Nowe ustalenia w sprawie zaginięcia uczennic z Warszawy

górski krajobraz
górski krajobraz

Sprawę udało się w końcu nagłośnić w mediach. Dzięki temu zaczęły pojawiać się kolejne zgłoszenia rzekomych świadków. Dwóch z nich twierdziło, że 28 stycznia zaginione 17-latki jechały pociągiem z Zakopanego do Warszawy. Inna osoba opowiedziała o tym, jak podsłuchała rozmowę dwóch mężczyzn. Jeden z nich relacjonował, że był uczestnikiem porwania dwóch nastolatek, które zostały wywiezione za granicę. Miało to miejsce na krótko po zaginięciu Anny i Ernestyny. Nie udało się jednak potwierdzić tych informacji.

4 marca, czyli trochę ponad miesiąc od zaginięcia, miało miejsce włamanie do auta ojczyma Ani. Co ciekawe, nie zginęło wówczas nic oprócz torby, w który znajdował się paszport i pamiętnik Anny Semczuk. W samochodzie pozostały natomiast cenne przedmioty. Prawdopodobne jest więc, że sprawcy (lub sprawcom) chodziło właśnie konkretnie o rzeczy osobiste zaginionej.

Innym ciekawym tropem okazała się relacja Ernestyny i syna właścicielki kwatery w Kościelisku. Śledczy dotarli bowiem do informacji, że licealistka wpadła w oko mężczyźnie. 17-latka nie była jednak zainteresowana bliższą relacją. Odrzuciła więc zaloty. Śledczy podejrzewali, że syn właścicielki pensjonatu mógł chcieć się zemścić. Według niektórych źródeł mężczyzna groził nawet nastolatce.

Nie udało się jednak znaleźć żadnych dowodów na to, by był on powiązany z zaginięciem przyjaciółek. Miał też podobno mocne alibi na dzień zniknięcia. Warto też dodać, że konflikt między Ernestyną a jej adoratorem miał miejsce podczas wcześniejszego pobytu. Gdyby warszawianka czuła, że grozi jej niebezpieczeństwo ze strony odrzuconego mężczyzny, to pewnie nie zdecydowałaby się przyjechać ponownie do Kościeliska.

Dodatkowe hipotezy na temat losów licealistek

Ernestyna Wieruszewska
Ernestyna Wieruszewska

Według jednej z hipotez licealistki mogły wstąpić do sekty. Pierwsza połowa lat 90. była czasem, gdy było to realne zagrożenie. Ofiarami sekt padały zwłaszcza młode osoby, bardziej podatne na manipulacje członków takich organizacji. Dodatkowo Ernestyna była osobą bardzo religijną, a właśnie takie były najczęściej werbowane. Nigdy jednak nie udało się potwierdzić takiego scenariusza.

W 2003 roku media obiegła głośna sprawa zabójstwa studentki z woj. lubuskiego. Kobieta została zgwałcona, a następnie zamordowana w Tatrach przez mężczyznę, który podawał się za przewodnika górskiego. Sprawcą okazał się Paweł H., który trzy tygodnie wcześniej zgwałcił inną kobietę. Policja sprawdziła, czy zabójca miał też związek z zaginięciem licealistek. Wykluczono jednak taką możliwość.

Zagadkowa fotografia Ernestyny

górski krajobraz zimą
górski krajobraz zimą

W 2019 roku na światło dzienne wyszedł kolejny ciekawy szczegół. Do „Magazynu Kryminalnego 997” zostali zaproszeni rodzice Ernestyny. Podczas trwania programu wyświetlano zdjęcia ich córki. Jedno z nich wzbudziło zainteresowanie rodziny zaginionej. Okazało się bowiem, że pierwszy raz zobaczyli fotografię.

Oczywiście dziś w dobie smartfonów każdy z nas robi setki zdjęć rocznie. Na początku lat 90. nie było jednak takich zdobyczy techniki. Zdjęcia robiono często podczas wyjątkowych okazji. Nic więc dziwnego, że rodzice znali praktycznie każdą fotografię, na której pojawiła się Ernestyna. Dodatkowo dziewczyna była ubrana w kurtkę, którą zabrała po raz pierwszy właśnie na wyprawę do Zakopanego.

Pojawiły się spekulacje, że było to ostatnie zdjęcie licealistki, które mogło zostać zrobione tuż przed zaginięciem albo już po nim. Okazało się, że fotografia od dawna krążyła w mediach. Nie wiadomo jednak, kto był jego autorem. Do dziś niestety nie udało się tego ustalić. Nie wiemy również, co przytrafiło się dwóm młodym turystkom z Warszawy. Zagadka czeka cały czas na rozwiązanie. Nadzieją może być wznowienie śledztwa przez Archiwum X w styczniu 2023 roku. Miejmy nadzieję, że działania tych wyjątkowych specjalistów pozwolą poznać prawdę, na którą tak bardzo czekają rodzice Ernestyny. 

Podobał Ci się artykuł? Oceń go!

Średnia ocena: / 5. Ilość ocen:

Na razie brak ocen. Bądź pierwszy!

Aż tak źle? 😉

Będę wdzięczny za informację, skąd tak niska ocena. Dzięki temu będę mógł poprawić artykuł i uniknę podobnych błędów w przyszłości.

Z niecierpliwością czekasz na kolejny wpis? Zapraszam na fanpage'a na Facebooku, gdzie wrzucam info o nowych artykułach!
Sprawdź też, jak możesz wspomóc mojego bloga :)

Komentarze:

  1. czerwonypaladyn99

    Kolejny świetny wpis! Bardzo ciekawa sprawa z tym włamaniem do samochodu ojca jednej z dziewczyn. Jak myślisz, kto mógł to zrobić?

    1. Hej,
      Dzięki za komentarz i miłe słowa! 🙂
      Naprawdę ciężka sprawa do rozwiązania :/ Biorąc pod uwagę, że dziewczyny przebywały w Zakopanem zaledwie kilka dni, to nie mogło być to zaplanowane od dawna porwanie (ewentualnie ktoś je wypatrzył wcześniej podczas tego pobytu i postanowił uprowadzić). Myślę, że właścicielka domu, w którym się zatrzymały, mogła coś wiedzieć na temat ich zniknięcia.

      Z drugiej strony sprawca (sprawcy) musieli znać dziewczyny i ich rodziny, skoro to najpewniej oni włamali się do samochodu ojczyma (skąd wiedzieli, jakim autem jeździ i gdzie parkuje?). Ewentualnie mogli te informacje uzyskać od dziewczyn już po ich porwaniu.

      A Ty co o tym myślisz?

      1. czerwonypaladyn99

        Hmmm…jeżeli zrobili to sprawcy, to musieli wiedzieć o który samochód chodzi. Domyślam się, że rodzice dziewczyn przyjechali do Zakopanego samochodami, co oznacza, że sprawca/sprawcy musieli ich obserwować i wrócić na miejsce pobytu dziewczyn. Być może były to osoby, które wcześniej weszły w kontakt z dziewczynami lub jedną z nich i wiedzieli, że będą w Zakopanem? Nurtuje mnie też trochę to, że już wcześniej czytałem, że dziewczyny wzięły w góry swoje paszporty. A potem paszport jednej z nich został skradziony z samochodu. A co jeśli po ten paszport jedna z dziewczyn wróciła? Być może wstąpiły do sekty/zostały zmuszone do handlowania swoim ciałem gdzieś na Zachodzie? Często ten wątek się niestety pojawiał. Z drugiej strony ich wyjazd nie mógł przejść bez zauważenia, gdyż strażnik kontrolujący je na granicy na pewno by o tym zawiadomił. Chociaż… to wczesne lata 90-te, więc i baz danych brak, a pamięć ludzka z czasem, nawet krótkim, może nie być tak dokładna. Ten sam wątek przewija się w sprawie Ewy Wołyńskiej. Podobno dziewczynkę widziano na jednym z przejść granicznych z Niemcami w towarzystwie dorosłego mężczyzny, ale kontrolujący ich pogranicznik dopiero po czasie zorientował się, że jest to najprawdopodobniej zaginiona 6-latka. Myślę, że dziewczyny żyją lub żyły jeszcze długo po zaginięciu, ale mogły to być bardzo straszne warunki łącznie z uczestniczeniem w sekcie lub ze zmuszaniem ich do pracy i najgorszym skutkiem, gdy przestały być potrzebne.

      1. czerwonypaladyn99

        Jakoś tak mi się skojarzyło, że w tamtych czasach ludzie cenne przedmioty masowo zostawiali w samochodach, w tych półkach różnych, pod przykrywą bagażnika, a nie w domach. Nie wiem z czego to wynikało, może strach, że do domów było wtedy więcej włamań? Często też słyszałem, że w PRL-u „nie zamykało się domu” i dlatego może samochód traktowano jako schowek na ważne rzeczy. Jednak w takim układzie ten ktoś musiał wiedzieć co to ma być za samochód i gdzie te rzeczy będą schowane.

        1. Znam sprawę od dawna, ale dziś coś nowego w niej zobaczyła- dlaczego tak cenne rzeczy Ani zostały w samochodzie? Przecież to były dowody w tej sprawie. Moim zdaniem one nie żyją. I raczej na stancji bym szukała początku tej historii.

  2. Świetny artykuł. W czasie poszukiwania w internecie informacji trafiłam na ten artykuł. Wielu osobom wydaje się, że mają rzetelną wiedzę na ten temat, ale tak nie jest. Stąd też moje miłe zaskoczenie. Świetny artykuł. Zdecydowanie będę rekomendował to miejsce i często tu zaglądał, żeby zobaczyć nowe posty.

  3. Bardzo nurtujące historia. Mi się wydaje, że dziewczyny zostały porwane. Może przez przypadkowych sprawców, a może przez kogoś, kto je znał. Dziś miałby już prawie 50 lat. Ciekawe czy jeszcze kiedyś się odnajdą. Chociaż myślę, że szanse na odnalezienie są marne.

  4. Dzień dobry! Natknęłam się na Twój blog przypadkiem i nie mogę się oderwać! Wciągam artykuły jeden po drugim. Z niecierpliwością czekam na kolejne wpisy.

    1. Cześć Karolina,
      dzięki za komentarz i miłe słowa! cieszę się, że artykuły się podobają 🙂
      Pracuję nad kolejnym wpisem, powinien niedługo się pojawić
      Pozdrawiam!

  5. juz gdzies kiedy pisalem na ten temat, cala historia sie nie trzyma „kupy”. W latach 90tych nie jezdzilo sie kupowac biletu na pociag dzien wczesniej. Kupowalo sie na dworcu w dniu wyjazdu. Tymbardziej gdy na dworzec potrzebna byla „wyprawa” autobusem. Spotkanie ze znajomymi z Warszawy? ciche i spokojne byly tak? to jacy znajomi? do dzisiaj sie ci znajomi nie ujawnili? sciema gazdziny. Kolejna rzecz, nie slyszalem aby sie placilo w polowie pobytu. Albo przed, albo w ostatni dzien. Jezdzilem i jezdze troche po swiecie, w latach 90 tych bylem w ich wieku. Za schroniska placilo sie z gory. Za kwatery dopiero w ostatni dzien, bo cene sie zawsze jakos negocjowalo. Podejrzany? a moze ten zakochany jednak ? znal cala okolice wiec wiedzial co i jak ze zwlokami zrobic aby nikt nigdy nie znalazl.
    kolejna rzecz: dziewczyny zaginely wiec gazdzina spakowala ich rzeczy… no ludzie, wtedy sie ogladalo rozne Columbo i kazdy wiedzial ze w takich przypadkach sie niczego nie rusza. Pozatym rzeczy takie jak paszport nosilo sie zawsze przy sobie. szczcegolnie dziewczyny ktore zawsze mialy jakies torbeki, plecaczki.
    POzniejsza kradziez dokumentow z auta. Zbieg okolicznosci. Ktos zobaczyl saszetke, myslal ze kasa , i ciach nie ma. Albo sciema rodzicow bo w pamietniku bylo cos co moglo im zaszkodzic (swoja droga rodzice Ernestyny do dzisiaj cos probuja robic, rodzice Anny od poczatku sie poddali z tego co wiem)
    Ktos tu pisal ze kiedys cenne rzeczy w aucie sie trzymalo. Bzdura jakas, Auta wtedy znikaly dosyc czesto, stad tyle parkingow strzezonych powstalo w latach 90tych wlasnie.
    Gdzies kiedys ktos pisal ze wywiezione do burdelu na zachodzie. To tez mozliwe. Ale to musial ktos im je wystawic, ktos kto wiedzial gdzie beda – nieszczesliwie zakochany ? i stad posprzatany pokoj, zeby nie bylo widac sladow …. walki? bo moze probowali je jakos wieczorna herbatka „uspic” ale nie podzialalo i sie ktora przebudzila?

    oj mozliwosci od cholery. tylko ze to porwanie to taka ostatnia opcja, wtedy to sie kusilo dziewuchy praca na zachodzie a nie porywalo na sile. i to jeszczce dwie.

    1. To były ciche i spokojne dziewczyny, co więcej one przyjechały kilka dni wcześniej przed wyjazdem Oazy Światło – Życie miały dołączyć do grupy. Wiem bo znałam księdza który prowadził te wyjazdy i był załamany ich zaginięciem. Ciekawe że ten aspekt zupełnie się pomija. Ernestyna była z Legionowa i znałam ją z widzenia.

      W moim otoczeniu, które bardzo przeżywało zaginięcie dziewczyn, nic nie mówiło się o ich chęci powrotu do Warszawy bo miały dołączyć do Oazy. Wybrały się na dworzec PKP i ślad po nich zaginął.

      Porwanie brzmi bardzo nierealnie, stawiam na problemy w miejscu pobytu.

      To ogromna tragedia. Rodzice Ernestyny mieli trudności z zajściem w ciążę, dziewczynka pojawia się u nich cudem i tak była traktowana, jak wyjątkowy skarb. Bardzo współczuję obu rodzinom.

    2. Też uwazam to za najciekawszy wątek. Tym bardziej, że po zaginieciu dom gaździny nie został przeszukany!!!!
      Wydaje mi się, że one wgl tego miejsca niestety nie opusciły…… – Tak jak napisałes kto płaci za pobyt w połowie? (czy tam za pol pobytu), dodatkowo ponoć pokój dziewczyn po zaginięciu był bardzo wychłodzony, co świadczy o tym, że gospodyni celowo nie włączała ogrzewania – tak jakby wiedziała, że juz nie wróca na noc..

      Jeżeli chodzi o pamiętnik, który został skradziony – czy rodzice lub ktokolwiek inny zdążył przeczytac zawartosc?

      Ps. Bardzo fajny blog, zostaje tu na dlużej:)

      1. Hej kikimiki,
        Dzięki za komentarz i miłe słowa 🙂

        „Jeżeli chodzi o pamiętnik, który został skradziony – czy rodzice lub ktokolwiek inny zdążył przeczytac zawartosc?” – w źródłach jest informacja, że na podstawie pamiętników odtworzono przebieg ich wyjazdu.
        Pozdrawiam!

  6. Pierwszy raz w życiu słyszę ,że w czasach PRL ludzie nie zamykali drzwi na klucz( notabene 1993 to już nie PRL) – to piramidalna bzdura ,przynajmniej w dużych miastach ( pochodzę z Krakowa) ludzie jeszcze staranniej zamykali drzwi niż obecnie ,może na wsiach było inaczej ,dwa – w kwestii aut – również wręcz przeciwnie ,nic cennego się w autach nie trzymało ,nawet rafia ze względu na liczne kradzieże się wymontowywalo i zabierało do domu 🙂
    Zresztą ,ta kradzież to po prostu przypadek ,po prostu złodziej wziął aktówkę ,bo myślał ,że tam znajdzie pieniadze i tyle
    A co do hipotez ,to w mojej opinii najbardziej prawdopodobna opcja jest najsłabiej zbadamy wątek – czyli deklarowane przez dziewczyny spotkanie ze znajomymi. W-wy w Zakopanym
    Uważam ,że dotarły do Zakopanego ,spotkały się z tymi kolegami ,gdzieś poszli i coś po prostu poszło nie tak ,może koledzy coś wypili ,może chcieli skłonić dziewczyny do kontaktów intymnych a potem już wszystko poszło nie tak
    Nie rozumiem jak Policja mogła nie sprawdzić szczegółowo kto z ich kręgi znajomych ze szkoły ,Oazy ,Legionowa lub osiedla w Warszawie wyjeżdżał ówcześnie do Zakopanego czy gdzies w ogóle na ferie – wymagało to ogromnej liczby przesłuchan ,ale była możliwość weryfikacji tego

  7. Zwłoki nie jest łatwo ukryć, tak bez śladów, a tym bardziej dwóch osób.Amator czy przypadkowy sprawca nie dałby rady.Obawiam sie ,że kobiety padły ofiarą handlu ludźmi.

  8. Generalnie zgadzam się z Jankiem i Kikimiki ( powyżej ).
    Pamiętam tę sprawę z lat 90-tych, dziewczyny były kilka lat starsze ode mnie. W komentarzach powyżej jest sporo fantastycznych teorii. Moim zdaniem wyjaśnienie zagadki jest dosyć proste, pomimo iż sprawy nigdy zapewne nie uda się rozwikłać, przez nieudolność i matactwa zakopiańskich funkcjonariuszy Policji. Według mnie, dziewczyny zginęły w domu, w którym się zatrzymały. Albo nieszczęśliwy wypadek ( czad ), albo ktoś z domowników ( np. synalek gospodyni, zalecający się do jednej z nich ).
    Dziewczyny na pewno nie poszły w góry: nie były doświadczonymi taterniczkami, była fatalna pogoda, nie wzięły plecaka, kanapek, żadnego sprzętu ani dokumentów.
    Dziewczyny z nikim się nie spotykały: to wersja na alibi od zdenerwowanej gospodyni, która zachowywała się dziwacznie: wywietrzyła intensywnie pokój mimo ciężkich zimowych warunków, od razu spakowała ich rzeczy i wyniosła na korytarz. I jeszcze ta niewiarygodna wersja, że do przedostatniego dnia dziewczyny zapłaciły tylko za część pobytu. 35 lat jeżdżę na Podhale i nie słyszałem o góralu, który by na taką praktykę pozwolił, za tym to nielogiczne, rozdzielać zapłatę na dwie transze. Poza tym, dziewczyny rzekomo pojechały na dworzec, a gaździna TOPR zawiadamia – ewidentnie robiła sobie alibi.
    Jeżeli dziewczyny pojechałby do Zakopanego spotkać się ze znajomymi, wzięłyby portfele i dokumenty, aby kupić bilety, a potem chociażby kawę i ciastko w kawiarni. Znajomi także ujawniliby się.
    Odrębny wątek to jeden z policjantów z Zakopanego, który niestrudzenie we wszystkich mediach forsował zaginięcie w górach, albo porwanie do burdelu. Tatry są maleńkie, spenetrowane co do centymetra, gdzie te dziewczyny, bez sprzętu i umiejętności, w fatalnych warunkach pogodowych, musiałyby wejść, aby przez tyle lat ciał nie znaleziono ? Od 30 lat nie pamiętam zaginięcia w Tatrach, żeby ciała najpóźniej po kilku miesiącach nie znaleziono… A do burdelu nikt nie porywał dziewczyn z dobrych domów, których wszyscy by szukali, to miejska legenda dla naiwniaków. Moim zdaniem ten człowiek krył swoich krewnych lub znajomych.
    Będzie tak jak z Iwoną Cygan: pół miejscowości wie, nikt farby nie puści. Tak to jest w tych małych społecznościach, gdzie wszyscy są ze sobą spokrewnieni. Niech spoczywają w pokoju.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *