Ostatnia modyfikacja: 24 listopada 2023
Frederick Valentich urodził się 9 czerwca 1958 roku w Melbourne w Australii. Wychowywał się na przedmieściach tej metropolii, konkretnie w Avondale Heights. Mieszkał z rodzicami i trójką rodzeństwa. Była to normalna, kochająca się australijska rodzina. Dość nietypowe wydawały się natomiast plany Fredericka na przyszłość.
Jego największym marzeniem było zostanie pilotem. Dwukrotnie próbował dostać się do Królewskich Australijskich Sił Powietrznych (RAAF), ale jego kandydatura była odrzucana ze względu na brak odpowiednich kwalifikacji. Valentich był jednak bardzo zdeterminowany i nie zamierzał się poddać. Zdecydował, że skoro nie udało się z lotnictwem wojskowym, to spróbuje swoich sił jako pilot komercyjnych linii lotniczych.
Spis treści
ToggleWysiłki Fredericka, by zostać pilotem
Młody mężczyzna rozpoczął więc kurs, podczas którego spędził w powietrzu około 150 godzin. Również i w tym przypadku pojawiły się jednak trudności. Podczas jednego z lotów Frederick znalazł się w strefie powietrznej lotniska w Sydney, choć nie powinien się tam pojawić. Tym samym naraził na niebezpieczeństwo życie dziesiątek pasażerów innych samolotów.
W dwóch innych przypadkach wleciał natomiast w chmury, choć nie mógł wykonywać takich manewrów na ówczesnym etapie szkolenia. Frederick oblał też pięć egzaminów w ramach kursu na pilota. Wbrew temu wszystkiemu Valentich był uważany za całkiem dobrego pilota. Dziewczyna Fredericka, Rhonda Rushton, leciała z nim kilka razy i zawsze czuła się bezpiecznie. Również instruktorzy chwalili młodego mężczyznę.
Wieczór zaginięcia Valenticha
21 października 1978 roku o 18:19 Frederick wystartował z lotniska Moorabbin na przedmieściach Melbourne. 20-latek miał odbyć krótki lot, którego celem była King Island. Jest to mała wyspa oddalona o około 80 kilometrów od wybrzeża Tasmanii.
Gdy młody pilot wsiadł do Cessny 182 i rozpoczął swoją podróż, było już ciemno. Choć kierowanie samolotem po zmroku jest trudniejsze niż za dnia, to mężczyzna nie mógł narzekać na warunki pogodowe. Niebo było bowiem bezchmurne i wiał lekki wiatr.
Lot przebiegał normalnie przez jakieś pół godziny. Wszystko zmieniło się kilka minut po 19:00. Valentich skontaktował się wówczas z wieżą kontroli lotów w Melbourne. Podał swoją lokalizację i zapytał, czy w pobliskiej przestrzeni powietrznej powinien znajdować się jakiś inny samolot.
Dyżur pełnił wówczas Steve Robey, który zweryfikował tę kwestię i odpowiedział, że w okolicy nie leci żaden statek powietrzny. To jeszcze bardziej zdenerwowało Valenticha, który zaczął szczegółowo opisywać sytuację. Pilot zeznał, że tuż nad nim przeleciał duży oświetlony obiekt. Posiadał cztery światła, które wyglądały na światła lądowania. Po chwili Frederick dodał, że ma wrażenie, iż lecący obok pilot bawi się z nim w kotka i myszkę.
Kolejny komunikat zmroził krew w żyłach kontrolera lotów. Valentich przekazał bowiem, że statek orbituje tuż ponad nim. Opisał jego powierzchnię jako błyszczącą i metaliczną. Światła miały zaś roztaczać zielony blask. Zaraz potem przerażony 20-latek powiedział „to nie jest samolot”. Połączenie z Robeyem trwało jeszcze kilkanaście sekund. Frederick nie wypowiedział już jednak żadnego słowa. Zamiast tego słychać było jedynie złowieszcze trzaski. Następnie kontakt z pilotem się urwał.
Próby odnalezienia 20-letniego pilota
Zdezorientowany kontroler lotów powiadomił niezwłocznie odpowiednie służby oraz bliskich Valenticha. Rozpoczęto poszukiwania mężczyzny i jego samolotu. W akcji brał udział samolot wojskowy Lockheed P-3 Orion, osiem samolotów cywilnych, a także statek oceaniczny. Działania poszukiwawcze przerwano 25 październik. Nie natrafiono na żaden ślad w wodzie ani przestrzeni powietrznej.
Gdyby nie dziwna rozmowa z kontrolerem lotów, najprostsze byłoby wyjaśnienie, że Frederick popełnił podczas lotu jakiś błąd, który miał tragiczne konsekwencje. Z uwagi na brak dużego doświadczenia i wcześniejsze incydenty nie można wykluczyć takiego scenariusza. Był to też drugi samodzielny lot Fredericka po zmroku, a pierwszy nocą nad wodą. Dodatkowo mężczyzna nie czuł się pewnie, mając pod sobą ocean. Nie przepadał za wodą, był też kiepskim pływakiem.
Czy Frederick leciał faktycznie na King Island?
Warto również dodać, że niejasny okazał się powód, dla którego Valentich poleciał w ogóle na King Island. Pracownikom kontroli lotów poinformował, że zamierza zabrać stamtąd kilku przyjaciół i wrócić z nimi do Moorabbin. Bliskim natomiast powiedział, że zamierza wybrać się na raki. Późniejsze śledztwo wykazało, że oba te powody były zmyślone. Nikt nie umawiał się na lot z Frederickiem. Nie był to też sezon na raki, które nie występowały wówczas na wyspie.
Co więcej, Valentich nie poinformował wcześniej pracowników lotniska na King Island o tym, że planował tego wieczora tam wylądować. Było to o tyle istotne, że ten port lotniczy nie posiadał własnej wieży kontrolnej. Samoloty rzadko stamtąd wylatywały i tam lądowały, więc pas startowy nie były stale podświetlony. Frederick mógł zwyczajnie zapomnieć o skontaktowaniu się z personelem lotniska lub już od samego początku chciał polecieć gdzieś indziej.
Co stało się z Valentichem?
Powstało kilka teorii, które próbowały w racjonalny sposób wytłumaczyć zniknięcie 20-latka. Jedna z nich zakładała, że mężczyzna sfingował swoje zaginięcie. Cessna 182, którą leciał, miała duży zapas paliwa. Mężczyzna mógł przelecieć bez tankowania 800 kilometrów. Samolot 20-latka nie był też namierzany przez radar. Tym samym jedynym źródłem na temat jego rzeczywistej lokalizacji była relacja samego Valenticha.
Inną ciekawą hipotezą jest to, że mężczyzna utracił orientację w powietrzu i leciał do góry nogami. Wydaje się to nieprawdopodobne, ale podobno takie sytuacje się zdarzają, nawet bardziej doświadczonym pilotom. Jeżeli tak było w tym wypadku, to Frederick mógł zobaczyć światła własnego samolotu, które odbiły się w tafli oceanu.
Taki scenariusz mógłby też tłumaczyć problemy techniczne samolotu. Valentich przekazał bowiem kontrolerowi lotów, że wystąpiła prawdopodobnie jakaś usterka silnika. Z drugiej strony eksperci stwierdzili, że Cessna 182 nie byłaby w stanie lecieć tak długo odwrócona o 180 stopni, jak trwała rozmowa z Robeyem.
Innym racjonalnym wyjaśnieniem wydaje się to, że młody pilot znajdował się pod wpływem alkoholu i/lub innych środków psychoaktywnych (np. narkotyków). Wszyscy bliscy i znajomi Fredericka zgodnie wykluczali natomiast taką możliwość. Mężczyzna pił podobno niezwykle rzadko i zawsze bardzo odpowiedzialnie podchodził do tej kwestii. Gdy planował lot, nie tykał wcześniej alkoholu przez przynajmniej kilkanaście godzin. Nie korzystał też z żadnych mocniejszych używek.
Inną logiczną teorią mogłoby być samobójstwo. Nikt z bliskich Valenticha nie znał natomiast żadnego powodu, dla którego 20-latek chciałby odebrać sobie życie. Miał kochającą i wspierającą go rodzinę oraz dziewczynę, z którą tworzył udany związek i planował wspólne życie. Robił też to, co kochał. Co prawda walczyć z przeciwnościami, by zostać pilotem, ale wyglądało na to, że jest na dobrej drodze.
Oczywiście nie brakuje przypadków, gdy z pozoru szczęśliwi ludzie popełniali samobójstwa, zaskakując swoją rodzinę i przyjaciół. Nawet gdyby tak miało być w tym przypadku, to znowu nie pasuje przynajmniej jeden element – co z niezwykłą relacją pilota na temat osobliwego obiektu latającego, który za nim podążał?
Fascynacja UFO
Zdaniem bliskich Frederick interesował się UFO. W szczególności tematyką tą zaciekawił się po premierze filmu „Bliskie spotkania trzeciego stopnia”. Miał on premierę pod koniec 1977 roku, a więc niespełna rok przed zaginięciem mężczyzny. Dzieło Stevena Spielberga stało się szybko jednym z ulubionych filmów Valenticha.
Kolejnym dziwnym zbiegiem okoliczności wydają się osobliwe słowa, które na krótko przed zniknięciem 20-latek miał przekazać swojej dziewczynie. Mężczyzną powiedział, że „gdyby statek UFO wylądował teraz przede mną, wszedłbym do środka, ale nigdy bez ciebie”.
Jeszcze jednym aspektem tej sprawy wskazującym na możliwą ingerencję istot pozaziemskich było zgłoszenie Roya Manifolda. Mężczyzna ten chciał sfotografować zachód słońca. Przy okazji uchwycił na zdjęciu niecodzienny obiekt latający. Fotografia została wykonana około 18:47 w pobliżu latarni morskiej w Cape Otway. Gdzieś w tych właśnie okolicach znajdował się zaś Frederick przed swoim zaginięciem.
Na policję zgłosiło się też więcej świadków, którzy twierdzili, iż widzieli na niebie dziwny statek, który błyszczał na zielono. Jest to o tyle istotne, że informację o tym szczególe przekazano opinii publicznej ponad trzy lata po zaginięciu Valenticha. Obserwatorzy ci nie mogli więc przeczytać o tym w gazetach czy usłyszeć w telewizji.
Teoria dotycząca UFO jest z pewnością kontrowersyjna. Nie każdy wierzy bowiem w istoty pozaziemskie. Wierzył w nie z pewnością sam Valentich, który chciał pewnego dnia doświadczyć ich obecności. Kto wie, być może to marzenie spełniło się nieoczekiwanie wieczorem 21 października 1978 roku.
Podobał Ci się artykuł? Oceń go!
Średnia ocena: / 5. Ilość ocen:
Na razie brak ocen. Bądź pierwszy!
Aż tak źle? 😉
Będę wdzięczny za informację, skąd tak niska ocena. Dzięki temu będę mógł poprawić artykuł i uniknę podobnych błędów w przyszłości.
Inne wpisy, które mogą Cię zainteresować
Z niecierpliwością czekasz na kolejny wpis? Zapraszam na fanpage'a na Facebooku, gdzie wrzucam info o nowych artykułach!
Sprawdź też, jak możesz wspomóc mojego bloga :)
Witam ponownie, jaka była moja radość gdy zauważyłam nowy spis! Zaglądałam na Twojego bloga minimum raz dziennie hahaha.
Powrót i to w jakim stylu! Ciekawa historia, osobiście absolutnie nie wierzę w UFO w takim sensie jak wyobrażają je sobie ludzie, przez filmy wyobrażają sobie Katowickie spodki i zielone humanoidalne stworki i tak też zapewne było w tym przypadku. Ciekawa jednak jestem który z rzeczywistych scenariuszy wydaje się najbardziej prawdopodobny – w oceanie wiele rzeczy znika ze względu na swoją głębokość i niezbadane zakamarki. Ciekawym detalem jest również to, że okłamał wszystkich na temat tego gdzie się wybiera, może UFO było kolejną wymówką i wytłumaczeniem ucieczki? 🙂
Pozdrawiam i życzę więcej czasu bo świetnie czyta się Twoje teksty!
W artykule jest na pewno 1 błąd. Kiedy Frederick ruszył, nie było ciemno, leciał jeszcze za dziennego światła.
Piszecie, że wyleciał 21 X o 18:19. Według Accuweather, 26 X w Melbourne słońce zachodzi o 19:48. Owszem, kilka dni wcześniej zachodzi wcześniej (to półkula południowa, i tam jest na odwrót, niż u nas), ale raczej po 19:30. Ba, od września do marca, im bardziej na południe, tym dłuższy dzień. A Frederick leciał na południe.
Uprzedzając ewentualne argumenty typu „Wtedy może nie było czasu letniego i słońce zachodziło po 18:30” – to też sprawdziłem. W stanie Victoria czas letni obowiązuje nieprzerwanie od 1971 roku.
Co więcej, Wikipedia pisze (https://pl.wikipedia.org/wiki/Zagini%C4%99cie_Fredericka_Valenticha): „Z drugiej jednak strony powinien znaleźć się nad wyspą około 20 minut przed zachodem (21 października słońce w Hobart (Tasmania) zachodzi o 19:41, a nad wyspą King minutę później), a więc oświetlenie pasa nie było niezbędne”.
A co, moim zdaniem, się stało?
Frederick chciał zniknąć. Nie wiem, z jakiego powodu, ale chciał skierować śledztwo na niewłaściwe tory. Podobno owego wieczoru jakiś niewielki samolot wylądował koło przylądka Otway, gdzie Frederick miał zniknąć. Dziwne jest to, że nie podał prawdziwego powodu lotu na King; ba, nawet podawał różne przyczyny w zależności od tego, komu mówił. Najpewniej nie znamy całej prawdy o jego życiu.
Świetny, konkretny komentarz.Brawo
PS.Zgadzam się z Twoją teorią
Cześć Marek,
Z tego co pamiętam, jak robiłem research, to natknąłem się na kilka różnych sprzecznych informacji co do czasu konkretnych zdarzeń z dnia zaginięcia. Miałem też sprawdzić kwestię zachodu słońca, bo coś mi się tu nie zgadzało, ale ostatecznie tego chyba nie sprawdziłem i przyjąłem po prostu informacje (najwidoczniej błędne) zawarte w jednym ze źródeł. Dzięki za zwrócenie uwagi!
Pozdrawiam 🙂
Fox Mulder lubi to, zaś Dana Scully przewraca oczami 😉 E tam, I WANT TO BELIEVE i w sumie wszystko jest możliwe, chciał UFO, dostał UFO, koniec historii… 😀 Dzięki za kolejny ciekawy i dłuuugo wyczekiwany wpis!
Hej!
Zabawne, że wspomniałeś o „Z Archiwum X”, bo niedawno odkryłem, że można cały serial zobaczyć online (na Disney+ bodajże) i strasznie się napaliłem. Może też dlatego wybrałem akurat taki temat wpisu. Z drugiej strony powstrzymuje mnie brak czasu i świadomość, że miałbym rok (albo więcej) wyjęty z życiorysu, a z prowadzeniem bloga już w ogóle byłoby ciężko 😉
Dzięki za miłe słowa i pozdrawiam! 🙂
Update: ostatnio odpaliłem pierwszy sezon „Z Archiwum X” i muszę przyznać, że dawno nie miałem takiej radochy z czegokolwiek 😀 Mimo upływu lat nadal świetnie się to ogląda 🙂
Pozdrawiam!
Gratuluję świetnej roboty! Jak ja się cieszę, że powstał taki wspaniały blog, gdzie można poczytać sobie o tych wszystkich tajemniczych sprawach. Podcastów nienawidzę. Super robota, zawsze ciekawe, merytoryczne i dobrze napisane treści, gratuluję!
Hej Ewa,
Bardzo dziękuję za miłe słowa! 🙂
Pozdrawiam!