Ostatnia modyfikacja: 24 listopada 2023

Iwona Mogiła-Lisowska urodziła się 22 sierpnia 1961 roku we Wrocławiu. Jej rodzice to Adam i Henryka. Tato pracuje w handlu międzynarodowym i często wyjeżdża służbowo. Mama zajmuje się domem oraz prowadzi sklep rybny. Iwona ma też dwie siostry – starszą Urszulę i młodszą Ewę. Rodzina przeprowadza się do Łodzi, gdy dziewczynki są jeszcze małe.
Iwona była w szkole lubiana przez rówieśników. Dobrze się też uczyła. Dzięki temu dostała się na filologię polską ze specjalizacją nauczycielską na Uniwersytecie Łódzkim. Kobieta wybrała ten kierunek trochę wbrew marzeniom rodziców. Liczyli oni, że ich córka zostanie lekarką. Iwona kontynuowała edukację na studiach magisterskich. Tym razem zdecydowała się na kulturoznawstwo. Kierunek ten ukończyła w 1991 roku.
Mogiła na jednej ze studenckich domówek poznała Mariusza. Starszy o kilka lat mężczyzna zaimponował Iwonie tym, że miał własną szkołę ju-jitsu. Oprócz tego był przystojny i pochodził z dobrego domu. Para szybko zaczęła się spotykać, a następnie zdecydowała się na ślub.
Spis treści
ToggleDzień zaginięcia Iwony
Adam Puzio, ojciec Iwony Mogiły-Lisowskiej, nigdy nie zapomni 10 listopada 1992 roku. Tego dnia mężczyzna wrócił rankiem do domu z Jugosławii, gdzie jeździł czasem w interesach. Po 8:00 rano mężczyzna pojechał na ul. Świetlików 10 w Łodzi, by odwiedzić ukochaną córkę, Iwonę.
Kupił jej w prezencie szampana, którego bardzo lubiła. Chwilę porozmawiali, po czym Adam udał się do domu, by odpocząć po podróży. Wiedział też, że jeszcze nagada się z córką, bo mieli tego dnia zjeść wspólnie kolację. Niestety mężczyzna nie miał wówczas pojęcia, że nie tylko do tego nie dojdzie, ale też był to ostatni raz, kiedy widział 31-letnią Iwonę.
Około 16:00 tego dnia Mogiła-Lisowska pojechała razem z mężem do sklepu rybnego, by zobaczyć się z matką, która tam pracowała. Kobieta odebrała obiad oraz klucze do domu rodziców, jak miała to w zwyczaju. Potem wsiadła do swojego Poloneza i odjechała. Matka Iwony zapamiętała, że córka nie pomachała jej na pożegnanie, co było dla niej dość nietypowe.
Pierwsze dni po zaginięciu 31-letniej dziennikarki

Następnego dnia z rana Puzio zaniepokojony nieobecnością córki poprzedniego wieczoru chciał sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku. Zapukał do drzwi jej mieszkania, lecz otworzył mu zięć. Poinformował teścia, że Iwona nie wróciła na noc. Nie było to jednak nic niespotykanego, ponieważ 31-latka była dziennikarką i zdarzało jej się spędzić czasem całą noc w pracy. Pracowała wówczas w łódzkiej stacji telewizyjnej Tele-24.
Kolejnego dnia rodzice Iwony usłyszeli natomiast od zięcia informację, że ich córka wyjechała na tydzień do Niemiec. Również nie wzbudziło to wielkiego niepokoju, ponieważ Lisowska jeździła tam wcześniej. Pracowała kilka razy jako kelnerka w restauracji niedaleko Mannheim. Oprócz tego pomagała też jej właścicielom w prowadzeniu księgowości.
Zaginięcie kobiety zgłoszono na policję dopiero 19 listopada, czyli dziewięć dni po tym, jak widziano ją po raz ostatni. Rodzice dziennikarki wstrzymywali się z tym ze względu na sugestie jej męża. Maciej Mogiła-Lisowski twierdził, że kobieta pojawi się w domu niedługo i będzie jej głupio, gdy dowie się, że szukało jej całe miasto.
Próby wyjaśnienia zagadki zniknięcia Iwony

Postępowanie w sprawie zawieszano, umarzano i wznawiano wielokrotnie. O sprawie opowiedział też kilkanaście razy Michał Fajbusiewicz w popularnym kryminalnym programie telewizyjnym „997”. Ojciec dziennikarki nie poddawał się też i prowadził poszukiwania na własną rękę. W tym celu pojechał do Niemiec, a nawet próbował przekonać samego Ministra Sprawiedliwości, by zainteresował się sprawą jego córki.
Nieustępliwość mężczyzny docenił wspomniany wcześniej Michał Fajbusiewicz. Dziennikarz przywołał sytuację, gdy Puzio czekał na spotkanie z nim, nocując przez trzy noce w samochodzie przed domem prowadzącego „997”. Redaktor nagrywał wówczas odcinki swojego programu i przebywał poza miejscem zamieszkania.

Ojciec Iwony sięgnął też po jeszcze bardziej niekonwencjonalne metody. Przez te wszystkie lata skonsultował się z około trzydziestoma jasnowidzami. Niektórzy wskazywali, że ciało kobiety znajduje się na terenie działki, gdzie postawiono dom, w którym mieszkała 31-latka. Dokładnie przeczesano więc cały obszar, lecz nie natrafiono na zwłoki Lisowskiej. Obok muru stanowiącego granicę między ogrodem a domem znaleziono natomiast ubrania należące do zaginionej oraz dywan, który pochodził z jej domu. Miejsce to miał wskazać jeden z jasnowidzów.
Sprawdzono także ogrodowe szambo. Niektórzy uważali, że to właśnie tam zabójca miał ukryć zwłoki zaginionej. Rzeczywiście był to jakiś trop, ponieważ odkryto tam kości. Specjaliści, którzy je zbadali, stwierdzili jednak, że należały do zwierzęcia, a nie człowieka. Ciekawa hipoteza była związana z wizją jednej z osób. Zobaczyła ona ciało kobiety i wskazała na mapie miejsce, gdzie miało się znajdować. Okazało się, że był to teren Cmentarza Żydowskiego przy ul. Brackiej w Łodzi. Pojawił się pomysł, że morderca mógł umieścić zwłoki Iwony w jednym z grobów. Nie udało się jednak nigdy potwierdzić tej teorii.
Niestety wszystkie te działania nie przyniosły rezultatu. Ojciec Iwony rozpoczął procedurę o uznanie córki za zmarłą w świetle prawa. Mężczyzna chciał uregulować formalnie kwestie związane z domem zaginionej. Postępowanie w tej sprawie trwało dwa lata i zakończyło się w 2005 roku. Za datę śmierci Mogiły-Lisowskiej przyjęto formalnie 31 grudnia 2002 roku. Budynek, w którym mieszkała kobieta, pełni dziś funkcję magazynu.
Adam Puzio kilka lat temu postawił córce grób na cmentarzu w Łagiewnikach. Mężczyzna zdecydował się na ten krok, ponieważ dwukrotnie we śnie usłyszał taką radę. Ojciec postawił ogrodzenie i krzyż. Nie zabrakło też tablicy z informacjami na temat Iwony. Matka i siostra usunęły jednak tę tabliczkę.
Co stało się z Iwoną Mogiłą-Lisowską?

Najbardziej prawdopodobny scenariusz zakłada, że kobieta niestety już nie żyje. Często wskazuje się, że sprawcą mógł być mąż Mogiły-Lisowskiej. Doskonale wiemy z kryminałów, jak i wielu podobnych spraw, że to właśnie małżonek jest najczęściej pierwszym podejrzanym.
Do tego należy dodać dość dziwne zachowanie Lisowskiego po zaginięciu kobiety. Wydaje się, że mężczyzna grał na zwłokę i chciał opóźnić rozpoczęcie poszukiwań żony. Trudno powiedzieć, na ile wnikliwie został sprawdzony przez policję. Niektórzy podkreślają, że mąż wywodzi się z wpływowej rodziny i dzięki swoim kontaktom udało mu się uniknąć odpowiedzialności.
Nie wiem, jakimi konkretnie sprawami zajmowała się Iwona podczas swojej pracy, ale możliwe jest też to, że kobieta wpadła na trop jakiejś afery lub przestępstwa i została uciszona przez osoby, które mogłyby wiele stracić, gdyby dziennikarka opisała informacje, do których udało jej się dotrzeć (zakładając, że faktycznie coś takiego miało miejsce).
Raczej mało prawdopodobny wydaje się natomiast scenariusz, by kobieta uciekła od dotychczasowego życia i rozpoczęła je gdzieś indziej. Do dziś nie udało się ustalić, co stało się z zaginioną. Mam nadzieję, że pewnego dnia uda się poznać prawdę. Szczególnie zasługuje na to ojciec Iwony, który poświęcił wiele lat na poszukiwania córki.
Podobał Ci się artykuł? Oceń go!
Średnia ocena: / 5. Ilość ocen:
Na razie brak ocen. Bądź pierwszy!
Aż tak źle? 😉
Będę wdzięczny za informację, skąd tak niska ocena. Dzięki temu będę mógł poprawić artykuł i uniknę podobnych błędów w przyszłości.
Inne wpisy, które mogą Cię zainteresować










Z niecierpliwością czekasz na kolejny wpis? Zapraszam na fanpage'a na Facebooku, gdzie wrzucam info o nowych artykułach!
Sprawdź też, jak możesz wspomóc mojego bloga :)
Następna bardzo ciekawa sprawa i znów w Łodzi :).
Ciekawe jaki motyw mógł mieć mąż. Dziwne, że policja jakoś bardziej go nie „przycisnęła”, bo jego zachowanie było bardzo dziwne.
Może zazdrość? Wydawało się, że prowadziła dość niezależne życie.
Akurat przez przypadek wyszło, że obie te sprawy są z Łodzi, ale też zwróciłem na to uwagę 🙂
Czytałem, że mąż wywodził się z wpływowej rodziny, która mogła wywrzeć naciski na policję. Co do motywu – też się nad tym zastanawiałem, ale zbyt mało wiem o tym mężczyźnie i nie przyszło mi nic sensownego do głowy.
Twoja sugestia do mnie przemawia – może faktycznie nie podobało mu się to, że żona czasem wyjeżdżała za granicę, bo nie widział, co tak naprawdę wtedy robiła. Może czuł, że ma tam kochanka?
Każda historia z Łodzi i mnie cieszy i też niezmiernie smuci, każda taka sprawa to ogromna tragedia i często się zastanawiam co by się stało gdyby to zdarzyło mnie, jak by można było tego uniknąć. Niestety Łódź, jak każde duże miasto, ma wiele niewyjaśnionych zbrodni i tajemnic, choć o tych dwóch sprawach nie słyszałam dotąd.
Prawda, że jako wpływowa, zamożna rodzina mogli wywierać wpływy. Wtedy korupcja z naszym kraju szerzyła się znacznie bardziej niż ma to miejsce dzisiaj. Choć nie upłynęło jeszcze tyle lat, aby sprawy nie udało się rozwiązać. Wciąż mogą żyć świadkowie, uczestnicy, choć pewnie na ruszenie sumienia nie ma co liczyć.
Z tego co niegdyś czytałam większość zbrodni jest popełnianych z powodu szeroko rozumianej miłości – zazdrość, niespełniona miłość bądź pieniędzy. W związku z tym motyw zazdrości męża jest bardzo realny. Choć to niezmierne smutne, że w głowie dorosłego mężczyzny, jak się zdawało całkiem zdrowego, nie pojawiło się lepsze rozwiązanie niż morderstwo. Zwłaszcza, że nic konkretnego nie musiało być na rzeczy.
Kiedyś chciałam być policjantką, właśnie zajmującą się morderstwami, niestety zdrowie nie pozwoliło, a potem prywatnym detektywem, też niestety (stety?) nie wyszło, choć pasja do zagadek kryminalnych już mnie raczej nie opuści. Choć w sprawach, które opisujesz przydałby się Poirot, który na podstawie samych podejrzanych odgadłby co się stało ;).
Tak, to prawda. Też nie słyszałem o nich wcześniej, choć mówiąc szczerze, zawsze ciekawiły mnie bardziej sprawy z zagranicy.
Z tą korupcją to pewnie masz rację. Nie kojarzę natomiast przypadku, by po wielu latach ktoś nagle przerwał milczenie, choć nie można tego oczywiście wykluczyć.
Jeżeli tak faktycznie było, to jest to smutne, z drugiej strony zdarzają się morderstwa z bardziej błahego powodu.
O proszę, przykro mi, że nie wyszło, ale jednocześnie fajnie, że nadal to jest Twoja pasja 🙂 U mnie jest trochę podobnie – może jakoś szczególnie o tym nie marzyłem, ale gdy zainteresowałem się jakiś czas temu sprawami kryminalnymi, to pomyślałem, że byłbym pewnie dobrym detektywem i lubiłbym to. Z drugiej strony to mocno obciążająca psychikę praca i pewnie tak jak większość śledczych nie miałbym życia prywatnego.
Jeżeli chodzi o przerwanie milczenia po latach to proszę przeczytać o sprawie Alicji Cesarz. Zawsze pozostaje iskierka nadziei, że ktoś powie coś czego bał się wyznać lata temu
Cześć Marta, dzięki za komentarz 🙂 Nie słyszałem wcześniej o tej sprawie. To prawda, zawsze jakaś nadzieja pozostaje.
W sumie niewiele wiemy o tej sprawie.
Mimo to, intuicja podpowiada mi, że w zaginięcie/śmierc Iwony mógł być zamieszany jej mąż. Zwróciłam uwagę na mały szczegół – kobieta odjeżdżając nie pomachała swojej mamie na pożegnanie, co było dla niej nietypowe. Wygląda to trochę tak, że Iwona była tego dnia rozkojarzona, w złym humorze i dlatego nie pomachała. Gorszy humor mógł być następstwem sprzeczki z mężem. Powód sprzeczki jest nam nieznany (za mało danych). Późniejsza, wieczorna kłótnia między małżonkami doprowadziła do zabójstwa Iwony (dlatego nie pojawiła się na kolacji u rodziców), a jej ciało zostało dobrze ukryte. Za tym przebiegiem wydarzeń przemawia fakt, iż mąż przez kilka następnych dni grał na zwłokę. Domniemanym powodem kłótni mógł być, szeroko pojęty (i wspomniany przez kogoś wyżej) dość swobodny styl życia dziennikarki. Ale to tylko moje teorie.
Bardzo lubię Twojego bloga i chętnie wracam nawet do starszych wpisów.
Pozdrawiam! 🙂
Cześć Angelina,
mocno bym się zdziwił, gdyby sprawcą był ktoś inny niż mąż, ale nic mu nigdy nie udowodniono :/
dzięki za miłe słowa 🙂
pozdrawiam również!