Ostatnia modyfikacja: 24 listopada 2023
Kinga Wrześniewska urodziła się w 1977 roku w małej miejscowości w województwie świętokrzyskim. Miała dwójkę młodszego rodzeństwa. Rodzina Wrześniewskich niczym szczególnym się nie wyróżniała. To samo można było powiedzieć o Kindze. Bliscy wspominali ją jako dość nieśmiałą osobę. Z tego powodu nie miała ona nigdy wielu znajomych.
Po ukończeniu liceum Kinga wyprowadziła się z domu. Miała bowiem rozpocząć studia w Krakowie. 18-latka zrezygnowała z nich jednak po zaledwie dwóch miesiącach. Nie zdążyła nawet podejść do żadnego egzaminu w ramach pierwszej sesji. Mniej więcej w tym czasie Wrześniewska spotkała po raz pierwszy Władysława P. Mężczyzna był o 17 lat starszy od swojej nowej dziewczyny. Pracował jako elektryk, ale nie było to jego główne źródło utrzymania.
Spis treści
ToggleKim tak naprawdę był chłopak Kingi?
Duże sumy pieniędzy zarabiał bowiem dzięki nielegalnym interesom. Zajmował się głównie przemytem ukraińskich papierosów do Wielkiej Brytanii. W światku przestępczym partner Kingi był znany jako „Waldi”. Młoda kobieta wiedziała o jego podejrzanej działalności. Nie przeszkadzało jej to jednak. Co więcej, pomagała swojemu chłopakowi w interesach. Wrześniewska kilka razy wyjeżdżała do Wielkiej Brytanii. Oficjalnie po to, żeby sobie dorobić. Przypuszcza się, że głównym powodem tych podróży był nielegalny przewóz papierosów.
Działalność przestępcza Władysława P. przynosiła duże zyski. Mężczyzna postanowił, że pieniądze zainwestuje w nieruchomości. Nic zresztą dziwnego, ponieważ jest to dość często spotykana forma lokowania kapitału. Formalnie „Waldi” nie był jednak właścicielem nieruchomości. Większość z nich oficjalnie należała bowiem do jego siostry. Tym samym trudniej było je powiązać z jego osobą.
Relacje między Kingą i „Waldim” były z początku bardzo dobre. Para szybko zamieszkała razem. Najpierw w Krakowie, a potem w domu w Skawinie, który na papierze należał do siostry Władysława. Rodzicom młodej kobiety nie podobał się jednak ten związek, głównie z powodu dużej różnicy wieku. Wrześniewska nie chciała jednak słuchać bliskich, którzy z czasem pogodzili się z jej wyborem.
„Waldi” trafia do więzienia
Sielankę przerwało aresztowanie mężczyzny. W 2004 roku został on skazany na kilka lat więzienia za zlecenie pobicia ze skutkiem śmiertelnym. Warto dodać, że niewiele brakowało, a „Waldi” wywinąłby się sprawiedliwości. Kilkadziesiąt osób (w tym Kinga) zapewniło mu bowiem alibi. Na podstawie lokalizacji telefonu mężczyzny śledczym udało się jednak je podważyć i udowodnić jego powiązanie z przestępstwem.
Tym samym prowadzenie interesu spadło na barki Kingi. Kobieta nie miała jednak takiego doświadczenia i kontaktów jak jej partner. Finanse pary zostały więc mocno nadszarpnięte. Sytuacja zmieniła się w 2006 roku. Wówczas pogorszył się stan zdrowia Władysława. Mężczyzna został wypuszczony tymczasowo z więzienia. Po wyzdrowieniu miał oczywiście wrócić do zakładu karnego.
Kryzys w związku Wrześniewskiej
„Waldi” miał jednak inne priorytety niż własne zdrowie (zakładając, że faktycznie miał z nim problemy). Przestępca wykorzystał okazję i ponownie stanął na czele nielegalnego procederu. Odkrył też, że jego partnerka słabo radziła sobie pod jego nieobecność. Miał do niej z tego powodu duże pretensje. Między partnerami zaczęły wybuchać awantury.
Władysław posiadał opinię człowieka agresywnego i porywczego. Mógł więc stosować przemoc fizyczną wobec partnerki. Mężczyzna był też bardzo zazdrosny o swoją dziewczynę. Przypuszcza się, że oskarżał Kingę o to, że pod jego nieobecność spotykała się z kimś. Mimo tych wszystkich kwestii związek trwał nadal.
Nieudana próba zabójstwa Kingi
Jesienią 2007 roku Władysław i jego wybranka świętowali jedenastą rocznicę związku. Wybrali się najpierw do kina, a potem na romantyczną kolację. Dzień był bardzo udany. Kinga razem z chłopakiem wrócili do domu i poszli spać. Wszystko jednak zmieniło się diametralnie w środku nocy. Kobieta nagle obudziła się. Przyczyną było to, że „Waldi” zaczął ją dusić.
Wrześniewskiej udało się jakoś wyswobodzić i wybiec z domu. Kobieta zobaczyła wtedy samochód należący do mężczyzny, który wynajmował od nich pokój. Bez zastanowienia wsiadła do pojazdu i zamknęła się od środka. Dzięki temu cudem udało jej się uniknąć śmierci z rąk partnera. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że powinna zakończyć ten toksyczny związek.
Kinga wyprowadziła się więc do domku letniskowego w Ściejowicach. Należał on do jej brata. Kobieta z obawy o swoje bezpieczeństwo przygarnęła dwa duże psy, które miały ją chronić przed zdolnym do wszystkiego partnerem. Przeczuwała, że nawet po wyprowadzce i zerwaniu Władysław nie podda się tak łatwo.
Krótko po dramatycznym incydencie „Waldi” wrócił natomiast do aresztu, żeby dokończyć odbywanie wcześniejszej kary. Zaledwie po kilku miesiącach, czyli na początku 2008 roku mężczyzna znowu wyszedł na wolność z powodu złego stanu zdrowia. Wkrótce po opuszczeniu aresztu skontaktował się z Kingą i poprosił o spotkanie. Kobieta ostatecznie zgodziła się na rozmowę.
Podczas spotkania przestępca zażądał zwrotu dwóch mieszkań, które oficjalnie należały do jego byłej partnerki. Nie do końca wiadomo, czy Kinga i Władysław doszli ostatecznie do porozumienia w tej kwestii, a jeśli tak, to jakie były uzgodnione przez nich warunki.
Dzień zaginięcia Wrześniewskiej
1 kwietnia 2008 roku Waldi przyjechał pomóc Kindze w jakichś pracach na działce. Wiemy to, ponieważ kobieta wysłała maila z taką informacją do jednego ze znajomych. Poinformowała też, że mężczyzna pojechał na jakiś czas do siebie, a potem miał wrócić do niej na noc. Wieczorem Wrześniewska zadzwoniła jeszcze do swojego taty.
Kolejnego dnia bliscy Kingi nie mogli się z nią skontaktować. Zaniepokoili się tym, ponieważ było to dla niej nietypowe. Poprosili mieszkającego niedaleko znajomego, by sprawdził, czy z kobietą jest wszystko w porządku. Mężczyzna udał się na miejsce. Nie zastał tam mieszkanki domku letniskowego. Nie było również jej samochodu. Najdziwniejszy okazał się jednak brak obu psów, które zazwyczaj biegały na terenie posesji. Z drugiej strony mogło to świadczyć o tym, że Kinga wyjechała gdzieś na kilka dni i zabrała czworonogi ze sobą.
Zastanawiające były też ślady po czymś, co przypominało ognisko. Wyglądało jednak na to, że w ogniu spalono jakieś rzeczy. Znajomy przekazał te informacje rodzinie. W połowie kwietnia w domku pojawił się brat Kingi, które przebywał wcześniej za granicą. Towarzyszyła mu siostra. Rodzeństwo sprawdziło wtedy wnętrze budynku. To, co odkryli, wzbudziło w nich duży niepokój.
Niepokojące odkrycie bliskich zaginionej
W pokoju Kingi brakowało bowiem łóżka oraz pościeli. Z domu zginęły akty notarialne potwierdzające to, że kobieta była właścicielką dwóch nieruchomości, o które wcześniej pokłóciła się z Władysławem. Okazało się też, że fragment wykładziny został wycięty, a podłoga starannie umyta. Przy użyciu szlifierki usunięto natomiast ze ścian farbę oraz tynk.
Ciekawego odkrycia dokonano również przed budynkiem. Odnaleziono tam ślady po ognisku, o którym wspominał wcześniej znajomy. Nie było to jednak takie typowe ognisko, na którym większość z nas smaży kiełbaski. W tym przypadku do ognia wrzucono kartę SIM, torebkę kobiety, różaniec, a nawet dwie metalowe miski dla psów.
Wyglądało na to, że coś złego musiało zdarzyć się w sypialni Wrześniewskiej, a sprawca postanowił zatrzeć za sobą wszelkie ślady. Rodzina czuła, że Kinga nie zaginęła, lecz została zamordowana. Bliscy skontaktowali się od razu z „Waldim” i opowiedzieli o zniknięciu. Mężczyna twierdził, że nie wie, co stało się z jego byłą partnerką. Utrzymywał, że nie widział jej od marca. Było to jednak kłamstwo.
Ustalenia w sprawie zaginięcia Kingi
Sprawa została więc zgłoszona na policję. Śledczy postanowili sprawdzić Władysława P. Okazało się, że w nocy z 1 na 2 kwietnia jego telefon był wyłączony. Nie udało się zatem ustalić, gdzie dokładnie przebywał wówczas mężczyzna. Wydaje się to znamienne. Wcześniej „Waldi” został bowiem skazany właśnie z tego względu, że na podstawie lokalizacji jego komórki udowodniono mu dokonanie przestępstwa.
Śledczy dotarli też do informacji, że były chłopak zaginionej udał się do mieszkań, które formalnie należały do Kingi. Były one wcześniej wynajmowane. Mężczyzna wypowiedział lokatorom ich umowy. Zachowywał się więc tak, jakby te mieszkania były jego. Nadal też zaprzeczał, by widział się z ex-partnerką w dniu jej zaginięcia.
Dwa lata po zniknięciu kobiety doszło do odkrycia, które mogło być przełomem w sprawie. W Krakowie odnaleziono bowiem samochód Kingi. Był on zakurzony, a opony nie miały powietrza. Wyglądał tak, jakby od dawna nikt z niego nie korzystał. Drzwi pojazdu były otwarte, ale bagażnik okazał się zamknięty. Nie było w nim jednak nic istotnego. Wewnątrz auta również nie udało się znaleźć żadnych dowodów, które mogłyby pomóc wyjaśnić zagadkę.
Niestety do dziś nie udało się odnaleźć Kingi. Bardzo mało prawdopodobne jest, by nadal żyła. Najpewniej została zamordowana. Sprawca też wydaje się dość oczywisty. Brakuje jednak dowodów, na podstawie których mógłby ponieść odpowiedzialność. Pod tym względem historia Wrześniewskiej przypomina chociażby sprawę Iwony Mogiły-Lisowskiej. Ona również zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Prawdopodobnie padła jednak ofiarą męża. Nigdy jednak nie udało się tego potwierdzić śledczym.
Podobał Ci się artykuł? Oceń go!
Średnia ocena: / 5. Ilość ocen:
Na razie brak ocen. Bądź pierwszy!
Aż tak źle? 😉
Będę wdzięczny za informację, skąd tak niska ocena. Dzięki temu będę mógł poprawić artykuł i uniknę podobnych błędów w przyszłości.
Inne wpisy, które mogą Cię zainteresować
Z niecierpliwością czekasz na kolejny wpis? Zapraszam na fanpage'a na Facebooku, gdzie wrzucam info o nowych artykułach!
Sprawdź też, jak możesz wspomóc mojego bloga :)
Niesamowite. na początku artykułu zwróciłam uwagę na błąd, który popełnił przy pobiciu za które został skazany. Plan wydawał się idealny, alibi zapewnione ale cóż, nie przemyślał tego, że telefon loguje się do masztów. Niestety, pomimo okropnej historii rozbawiło mnie jego późniejsze wyłączenie telefonu. Nauczył się na błędach, żeby nie wpaść znów przez telefon, jednak postanowił go wyłączyć akurat tego dnia gdy kobieta zginęła, zamiast po prostu zostawić go gdzieś. Chyba jednak nie należał do najbystrzejszych.
Szkoda, że to nie jest wystarczający dowód na jego winę.
Cześć Ryokatsu,
dziękuję za komentarz! Masz rację, niby zrobił „mądrzej” niż wcześniej, ale też nie do końca. Inna sprawa, że śledczy się niestety nie popisali :/
Pozdrawiam 🙂
Ciekawe, czy „Waldi” rzeczywiście miał na imię Władysław. Być może jest to tylko pseudonim z reportażu onetowego…
Z zupełnie innej beczki, w sieci można znaleźć wypowiedzi pewnego osobnika, który wielokrotnie komentuje sprawę. Obraża i szkaluje Kingę, za to bardzo skwapliwie broni „Waldiego” i podkreśla jego całkowitą niewinność w sprawie.
Osobnik ten jest obecnie w wieku już dużo ponad średnim. Nietrudno też znaleźć jego imię oraz nazwisko. Imię nosi Waldemar…